wtorek, 13 września 2016

Rozdział 3

Bella Beast
***
 Wpadłam do mieszkania trzaskając drzwiami. Miałam tego wszystkiego serdecznie dość. Ukryłam twarz w dłoniach i zaczęłam głęboko oddychać. Musiałam mu jakoś pomóc. Musiałam znaleźć dobrą pracę. Musiałam przede wszystkim porozmawiać z burmistrzem. Położyłam się na kanapie nogami do oparcia i wzięłam do ręki jakiś stary magazyn sprzed roku. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz czytałam coś dla przyjemności.
- Co czytasz? Do pokoju wszedł mężczyzna z zarostem a'la drwal. Już od kilku dni mówiłam mu, aby coś z tym zrobił, ale podobno wtedy czuł się "naturalnie".
- Nic takiego... - wzruszyłam ramionami, próbując się skupić na lekturze. Po kilku minutach przerwał tę ciszę.
 - Pomyślałem, że może wyskoczylibyśmy gdzieś jutro? Dostałem wypłatę, a ostatnio mamy coraz mniej czasu dla siebie. - spojrzał na mnie, a ja momentalnie zerwałam się z kanapy.
- Ale, mówiłeś... że dopiero za kilka dni...
 - Tak, wiem co mówiłem. Jednak plany się nieco zmieniły. - uśmiechnął się obejmując mnie. Oparłam głowę o jego ramię. Wydawało mi się, że minęła wieczność zanim wyplątaliśmy się z uścisku. Poszłam do kuchni, która za każdym razem, kiedy do niej wpadałam była w stanie krytycznym. Już miałam zamiar kazać Bestii to posprzątać, ale ostatecznie wycofałam się z tego pomysłu. Potrzebowałam teraz pomyśleć. Tych osób mogło być więcej. Dużo więcej. Ale, dlaczego? Przecież mnóstwo z nich ginęło, a komisarz wysłał dwóch detektywów, aby to zbadali. Też był Baśniowcem. A może to było po prostu samobójstwo? Mnóstwo myśli krążyło mi w głowie, ale wiedziałam jedno - mogłam się przydać. Chciałam pomóc. Jutro porozmawiam z Wilkiem.
***
Matthew Wolf
 - Dobry wieczór. Pan Wilk i panna Kapturek, zapewne? - głos tego mężczyzny był oschły i jakimś cudem przebijał nasze dusze. Ciekawiło mnie, jakim był Baśniowcem? Podeszliśmy kilka kroków do niego. Teraz dostrzegłem go wyraźniej. Miał zarost, siwe włosy, okulary na nosie i poruszał się niezgrabnie.
 - Tak. - powiedziała dziewczyna z małym westchnieniem w głosie. Chyba nie podobało jej się to miejsce.
 - Przyszliśmy zobaczyć ciało. - podałem mu kartkę z informacjami od komendanta, patrząc na dziewczynę uspokajającym wzrokiem.
- Oczywiście. - spojrzał na nas ostatni raz i zaprowadził do jeszcze ciemniejszego pomieszczenia. U Baśniowców ten rytuał przebiega trochę inaczej. Najpierw obsypujemy ich magicznym proszkiem, Petera. Sprawdzamy czy mają przy sobie coś ważnego, a potem dajemy im ich charakterystyczną rzecz do trumny. Całe to miejsce wyglądało jak jedna wielka trumna z milionami różnych szuflad. Było mroczne i odbierało radość z życia. Chociaż, teoretycznie jej nie czerpałem. Wydawało mi się, że Suzie chciała wybiec z tego miejsca jak najszybciej i uciec gdzie pieprz rośnie. Mężczyzna podszedł do metalowych szafek i otworzył jedną z nich. Ciało było owinięte prześcieradłem. Wysunął je w naszą stronę i zdjął okrycie. Naszym oczom ukazała się ruda dziewczyna. Była cała poharatana. Rany na jej ciele wyglądały jakby ktoś dopiero je zrobił.
 - Kiedy została przywieziona tutaj? - zapytałem.
 - Dwa dni temu. - starzec usiadł na krześle i czekał aż wykonamy robotę, a potem wyjdziemy stąd. Przyjrzeliśmy się. Jej twarz została zmasakrowana. Miała wbite gdzieniegdzie odłamki lustra, a szyję przeważały pręgi ran, z których obficie sączyła się krew. Jej sukienka wyglądała za to nieskazitelnie. Miała odcień szmaragdu. Mimo to, nie wyglądała na nadzwyczajną istotę... Jej uroda była taka, zwyczajna.
 - Wygląda mi to na morderstwo. Są ślady zadrapań. - Suzanne, przejechała palcem w powietrzu pokazując je.
 - Nie wiemy czy tylko tutaj są rany. Trzeba sprawdzić pozostały obszar. - stwierdziłem.
 - Chcesz ją... rozebrać? - uniosła brew.
- Sprawdzić czy nie ma więcej śladów. - odpowiedziałem.
 - Pomożesz? - niechętnie skinęła głową i zabraliśmy się do roboty. W okolicach brzucha było mnóstwo krwi i zadrapań. Zacząłem się zastanawiać, co mogło spowodować jej śmierć. Jakieś duże zwierzę? A może ktoś z Baśniowców...? Nie. I tak ledwo udaje nam się przeżyć, więc raczej nie powinni atakować.
- Zna pan jej nazwisko? - zapytałem.
 - Johnson. Aline Johnson. Powinniście powiadomić jej rodzinę o tym. - wskazał na ciało.
- Zajmiemy się tym. - skończyła szybko Suzie i po raz ostatni przyglądnęliśmy się rudowłosej. Nie miała przy sobie niczego szczególnego. Żadnych znaków. Nic. Tylko ciosy. Wyciągnąłem z plecaka aparat i spojrzałem pytająco na starca. Skinął głową.
- Zrób zdjęcia. Mogą się przydać. - potem wyszliśmy.
***
 Otworzyłem drzwi i moim oczom ukazał się budynek pomalowany neonowymi kolorami. Na ścianach były powieszone plakaty, żywcem wyjęte z playboya. Mina Kapturka mówiła w tej chwili wszystko.
- Chodźmy załatwić to co mieliśmy zrobić. - powiedziała szybko. Muzyka grała głośno, a ludzie się dobrze bawili się pijąc drinki. Za ladą stał nikt inny jak Peter, który dodawał "magicznego pyłu" do nich. Wyglądał jak typowy dorosły - jak widać uroda maskująca robi swoje. Zawsze miał na wszystko pieniądze i nikt nigdy nie wiedział czemu. Obok, stały stoliki i podesty dla tancerek. Rozmowa z nim była niemożliwa. Musieliśmy coś zamówić, aby wreszcie podszedł i zechciał się wypowiedzieć. Usiedliśmy gdzieś z tyłu, a chwilę później przyszła kelnerka ubrana w mini spódniczkę i top. Nie byłoby w niej nic dziwnego, gdyby nie to, że jej włosy były związane w milion warkoczyków, przez co odsłaniały uszy - były spiczaste i małe. Czyli dziewczyna była elficą.
 - Co podać? - zapytała uśmiechnięta. Przez chwilę się wahałem, ale ona mogła coś wiedzieć.
- Wiesz coś, na temat morderstwa obok tego klubu? - Suzie popatrzyła się na mnie wzrokiem typu "Jesteś głupi?", ale uspokoiłem ją.
- Co podać? - kelnerka powtórzyła. Wiedziałem, że teoretycznie niczego się nie dowiem, ale będę wiedział czy coś na ten temat słyszała. A może nawet czy uczestniczyła w tym. Spojrzałem na nią. Pod tym całym makijażem, strojem i biżuterią coś się w niej ruszyło. Ręka niedostrzegalnie drgnęła i przeszły ją ciarki.
- Dwa razy mojito. Chcielibyśmy potem porozmawiać z szefem. - odparłem. Skinęła niechętnie głową i odeszła.
 - Co ty wyprawiasz? - zapytała wreszcie Suzanne.
- Widziałaś? Kiedy zapytałem ją o to, zaczęło się dziać z nią coś dziwnego.
- Nie widziałam. - westchnęła. - Nie rozumiem, po co nas wysłali na tą misję, skoro to zwykłe śledztwo. W dodatku to nikt z naszych.
- To wszystko jest zagmatwane, Suz. Nie znamy sprawcy, a śladów też nie było. Tylko rany i lustro. To nie mogło być samobójstwo.
 - W takim razie, co dalej? Zbieramy grupę detektywów?
Skinąłem głową.
 - Na to wygląda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz