sobota, 3 września 2016

Rozdział 1

Belle Beast
***
Szłam w stronę pokoju burmistrza, niosąc sterty tych wszystkich listów, których i tak nie przeczyta. W budynku panowała cisza. Albo wszystkie baśniowe stworzenia się pochowały, albo każdy wybył gdzie indziej. Stukot moich obcasów był praktycznie jedynym dźwiękiem, który zagłuszał spokój. Wzięłam głęboki oddech i skręciłam w prawo. Zobaczyłam wielkie, drewniane drzwi. Już miałam zamiar zapukać, gdy nagle zorientowałam się, że są otwarte. Przyzwyczaiłam się do "Możesz wejść, panno Beast" i nie stanowiło dla mnie zaskoczenia, że czasem były nawet zamknięte. Ale, tym razem poczułam się dziwnie. Jeżeli teraz wejdę, to może mnie wyrzucić z pracy, ale z drugiej strony, nie chciałam tkwić tutaj i czekać Bóg jeden wie jak długo. Chwyciłam dłonią za klamkę i popchnęłam drzwi dalej. Szybkim krokiem podeszłam do mahoniowego biurka i położyłam tam stosik papierów. Chciałam odejść, ale poczułam na sobie czyjś wzrok. Spojrzenie świdrowało mnie od środka. Przy Bestii  też się tak czasem czułam, ale radziłam sobie. Miał zwierzęcy instynkt i potrafił wywołać dziwne uczucie. Odwróciłam się. Nikogo nie było. Nie miałam przy sobie broni, ale znałam podstawy samoobrony. Podstawy... Podniosłam rękę z ławy. A może to Katherine? Była w zasadzie ulubienicą Burmistrza. Miała nawet mniejsze biurko, które w porównaniu do mojego, było ogromne. Nie rozstawała się z tym pomieszczeniem  na krok. Chyba, że dostawała wypłatę. Wtedy znikała na cały dzień, a większość obowiązków i sprawdzania raportów, spadała na mnie. Ostatni raz rozejrzałam się po pokoju. Myślałam, że odetchnę z ulgą i wyjdę stąd jak gdyby nigdy nic. Wtem, ktoś chwycił mnie za rękę. Przeszedł mnie dreszcz. Już chciałam wydusić "Zostaw mnie w spokoju", ale osoba odwróciła się w moją stronę.
- Matthew? - wydusiłam z siebie.
- Czasami zadajesz naprawdę głupie pytania, Elle. Nie zaglądałaś do żadnych papierów, racja? - skinęłam głową.
- Po co miałabym to robić? Wystarczy, że ledwo dostałam tę posadę. Wiesz przecież, co się dzieje z resztą. - uniosłam znacząco brwi.
- I właśnie po to tu przyszedłem. Kapturek specjalnie wyciągnęła z biura tego darmozjada. - przewrócił oczami, chcąc coś jeszcze powiedzieć, ale przerwałam mu.
- A Katherine? Co z nią?
- Przecież miała gdzieś iść.
- Iść? Nie widziałam, żeby szef dawał jej wypłatę. Może w takim razie pośpiesz się z tym węszeniem, wilku. - mężczyzna spojrzał na mnie, ale tym razem się nie odezwał.
No może oprócz tego, kiedy kazał mi przeszukać biurko.
"Wyleją mnie" - pomyślałam.
Nie wiedziałam, po co przyszedł tu sam Wilk, ale najwyraźniej było to coś ważnego. Niby pracowałam jako sekretarka, ale naprawdę mało wiedziałam o tym miejscu. Rozejrzałam się. Przed sobą miałam drewniany stół z trzema szufladami. Otworzyłam pierwszą - same rachunki. Druga - pozostałe listy. Po dłuższym wahaniu się, postanowiłam otworzyć  kopertę. Stawałam się zbyt wścipska, a w każdej chwili mogła tu wrócić Kath i zapytać się co wyprawiam. Jeżeli doniosłaby na mnie... nie mogłam się zadłużyć. Bestia i tak brał nadgodziny. Westchnęłam i powoli rozerwałam papier:
Drogi Panie Garrote!
Dwudziestego ósmego sierpnia o godzinie dwudziestej drugiej trzydzieści dwa, znaleziono przy budynku klubu "Zakręceni" ciało kobiety. Miała wbite w szyję odłamki szkła, jednak nie znaleziono na nich śladów. Kiedy przeszukiwaliśmy pomieszczenie, nikt z klientów obiektu, nie twierdził, że słyszał cokolwiek. Właściciele także twierdzą, że o niczym nie wiedzieli. Proszę o przekazanie panu Wolfowi, aby zbadał tę sprawę. Wysłaliśmy już do niego list powiadamiający o tym, ale niestety nie odpowiedział na niego.
Z wyrazami szacunku, komendant.
Zszokowało mnie to.
- Matt, mógłbyś podejść tu na chwilę? - zapytałam, przegryzając wewnętrzną stronę wargi.
Podałam mu list, a kiedy skończył czytać, stwierdził, że nie dostał żadnego listu. Coś nie grało.
- Myślisz, że trzeba będzie zająć się tą sprawą? - zapytałam.
- Jak widać. - stwierdził, ale widziałam w jego oczach niepokój.
- To stało się cztery dni temu. Ciało pewnie jest na cmentarzu, albo w kostnicy. Musimy to zbadać.
- JA, muszę. Ty się zajmij papierologią, księżniczką. - wiedziałam, że tak powie.
Równie dobrze, mogłam mu przypomnieć co robił, kiedy był zły, ale to zachowanie byłoby dziecinne. Pracując w tej branży trzeba było używać solidnych argumentów.
- Mogę się przydać. Mam dostęp do większości dokumentów i znam grafik każdej osoby. - skrzyżowałam ramiona i uśmiechnęłam się triumfalnie. - Poza tym, czytałam ostatnio na temat śledztw. To, że...
- Kompletnie nie będziesz wiedzieć jak się do tego zabrać.
- Dam sobie radę. - spojrzałam na niego błagalnie.
Nawet nie wiedziałam czemu mi tak zależy, żeby im pomóc. Nasza społeczność i tak upadała.
- Garrote ci nie pozwoli. Nie masz oficjalnego zezwolenia na węszenie.
- Nie wie o nas. Nie wie kim jesteśmy, więc jeżeli teraz też się nie dowie...
- Póki co, ja i Kapturek zostaliśmy do tego wyznaczeni. Jak będziemy potrzebować więcej ludzi do pomocy, to zobaczymy. A teraz wracaj do pracy. Chyba już wiem czego muszę szukać.
- Jasne... - mruknęłam pod nosem i wyszłam z pomieszczenia.
Musiałam się dowiedzieć, o co chodzi.

Matthew Wolf
***
Kiedy dziewczyna wyszła, zacząłem szukać. Mnóstwo raportów, rachunków i innych papierów. Szukałem reszty listów. Każdy kto mnie znał, doskonale wiedział, że nie mam poczty. W moim biurze potrzebowałem dowiedzieć się o co chodzi i zacząć działać. Burmistrz nie miał najwyraźniej tego na uwadze. Ale, nie był baśniowcem. Przekopałem się przez stos kartek i nadal nic. Musiałem skontaktować się z Kapturkiem. Ona mogła coś wiedzieć. Już miałem zamiar stąd wyjść, kiedy zobaczyłem, że trzecia szuflada, którą sprawdzała Belle, była w nienaruszonym stanie. Nagle, zadzwonił telefon.
- Halo?
- Garrote wraca! Uciekaj z tego pomieszczenia. No, chyba, że chcesz mieć jeszcze bardziej prze...
- Dobra, załapałem. - przerwałem jej i zapominając o tym co miałem sprawdzić, udałem się do miejsca, w którym miałem spotkać się z moją wspólniczką.

***
Oto pierwszy rozdział opowiadania, do którego serdecznie zapraszamy :D! Przypadł wam do gustu?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz