* Suzie Reed *
- Jesteś nareszcie!
Spojrzałam na niego znacząco i otrzepałam szczątki kurzu, który zasiadł na moim bawełnianym, krwistoczerwonym płaszczu.
- Miałam pewną sprawę do załatwienia. – odchrząknęłam i spojrzałam na niego niewinnie.
- Znowu Lucas, ten myśliwy?
- A co ja poradzę, że
gość mnie wnerwia. Cały czas się czegoś czepia a sam nie jest święty. -
zmieniłam szybko temat - W dodatku przez kilka godzin musiałam użerać
się z tym pacanem, by oddalić go od biura jak najdalej- zrobiłam krótką
przerwę i spytałam- Mówiłeś że masz mi coś ważnego do powiedzenia?
- Tak, byłem dzisiaj w jego biurze okazuje się, że „dostałem”
list i ktoś postanowił go sobie zatrzymać - odparłem ironicznie-
Posłuchaj… cztery dni temu zostało znalezione ciało kobiety przy klubie.
Może jak się pośpieszymy uda nam się je jeszcze
- Co w tym takiego dziwnego? Przecież Nowy York to duże miasto, pełne przestępców i zboczeńców.
- Nie wiem, ale sam
komisarz kazał się nam tym zająć. Jeśli prosi o to akurat nas, musi być w
tym coś dziwnego. Tak, to by wydał raport do miejscowej policji.
- Hm..faktycznie.-
zrobiłam krótką przerwę zastanawiając się co mam o tym wszystkim myśleć,
aż w końcu dodałam - Musimy to zbadać.
- Dokładnie, idziemy kapturku?
Wyszczerzyłam się
szeroko. W końcu moje życie zaczynało nabierać tępa. Przedtem cały czas w
kółko to samo. Cały czas ta nudna i przygnębiająca rutyna.
Chwyciłam
swój mały sztylet i pewnym ruchem umocowałam go sobie przy pasie.
Zarzuciłam szeroki kaptur na głowę, przysłaniając tym samym połowę
swojej twarzy. Okręciłam się naokoło, by rozeznać się w sytuacji. Wilk
już stał przy drzwiach, więc szybko do niego podbiegłam i ruszyliśmy w
kierunku centrum miasta.
***
- Jutro zbieram grupę osób, która pomoże nam przy śledztwie. - wyskoczył nagle Matt.
- Jutro zbieram grupę osób, która pomoże nam przy śledztwie. - wyskoczył nagle Matt.
- Ale, po co? Nie
poradzimy sobie sami? Wiesz, że jeśli chodzi o te sprawy, to jesteśmy
całkiem nieźli w te klocki. – szturchnęłam go żartobliwie w ramie – Po
co nam grupka sierot, które tylko zwrócą na siebie uwagę innych?
- Potrzebujemy ich
Suzie, dobrze wiesz, że nie damy rady robić kilkudziesięciu rzeczy
naraz. Nie poradzimy sobie z taką ilością zadań.
-rzekł i spojrzał na mnie a ja prychnęłam niezadowolona.
-rzekł i spojrzał na mnie a ja prychnęłam niezadowolona.
- Daj spokój kapturku - uśmiechnął się i dał mi kuksańca w bok – Nie będzie aż tak źle, zobaczysz jeszcze ich polubisz.
- Już to widzę. -
odpowiedziałam ale już się więcej nie odezwałam. Właśnie wkroczyliśmy na
główną ulicę „Streeting”, gdzie roiło się od ludzi. Większość biegała
od sklepu, do sklepu szukając prezentów. Skoro niedługo miała być
gwiazdka, nie powinno mnie to dziwić, ale takie tłumy? To apokalipsa, a
nie zakupy świąteczne.
Ulica była wyraźnie oświetlona, ale ku mej
uldze nikt się nami zbyt bardzo nie przejął. Czyżbyśmy byli aż tak
neutralni? A może w zupełności pochłonęły ich zakupy? Nie wiedziałam,
ale liczyło się jedno, nikt nie zwracał na nas większej uwagi. Co
prawda, to prawda, bez mojego czerwonego płaszcza byłoby to łatwiejsze,
ale dostałam go od mojej już nie żyjącej babki i to jedyna rzecz, która
mi po niej została.
Gdy byłam jeszcze mała non stop opowiadała mi, jak to ona nosiła to przepiękne ubranie i jaką miało dla niej wartość. Rozmawiałyśmy o chłopcu, który zawładnął jej całym sercem, a ona dowiedziawszy się, że jego ulubionym kolorem jest czerwień, uszyła ten oto płaszcz. Od tamtej chwili postanowiłam nie ruszać się bez niego ani na krok, co w niektórych przypadkach, takich jak ta, było lekką trudnością. Mijaliśmy sklepy i wysokie wieżowce, które cudownie mieniły się na tle czarnego nieba, a wraz z nimi setki wspaniałych gwiazd. Kochałam to miasto, całą sobą. W tamtym świecie było zupełnie inaczej, każdy dzień był taki sam, a noce były zachmurzone i zimne. Lecz tutaj… - rozejrzałam się z zachwytem- tu było zupełnie inaczej, tu każdy dzień był inny, tu wszystko było inne..
Gdy byłam jeszcze mała non stop opowiadała mi, jak to ona nosiła to przepiękne ubranie i jaką miało dla niej wartość. Rozmawiałyśmy o chłopcu, który zawładnął jej całym sercem, a ona dowiedziawszy się, że jego ulubionym kolorem jest czerwień, uszyła ten oto płaszcz. Od tamtej chwili postanowiłam nie ruszać się bez niego ani na krok, co w niektórych przypadkach, takich jak ta, było lekką trudnością. Mijaliśmy sklepy i wysokie wieżowce, które cudownie mieniły się na tle czarnego nieba, a wraz z nimi setki wspaniałych gwiazd. Kochałam to miasto, całą sobą. W tamtym świecie było zupełnie inaczej, każdy dzień był taki sam, a noce były zachmurzone i zimne. Lecz tutaj… - rozejrzałam się z zachwytem- tu było zupełnie inaczej, tu każdy dzień był inny, tu wszystko było inne..
- O czym tak rozmyślasz?
– głos Matt’a przywołał mnie do rzeczywistości i uświadomiłam sobie, że
jeszcze jedna przecznica i będziemy na miejscu.
- Wytłumacz mi, czemu wybraliśmy drogę przez tą część ulicy? Przecież równie dobrze, moglibyśmy przebiegnąć przez strefy.
- Od paru dni,
wieczorami, policja patroluje te okolice. Nikt się nie prześlizgnie.
Wszystko wywołały te święta, teraz jest najlepsza okazja do potyczek,
bójek czy kradzieży, bo nikt się tego nie spodziewa.
Pokiwałam głową i przyspieszyłam kroku. Po chwili staliśmy już przed kryptą, gdzie mieliśmy nadzieję znaleźć zwłoki kobiety.
- No rusz się, nie mamy
całej nocy. - zobaczyłam jak Matthew idzie w stronę głównego wejścia i
szybko go dogoniłam. Szłam kawałek przy nim, aż go zwinnie wyminęłam.
- Nie wiem o czym mówisz…. mógłbyś się czasem pośpieszyć Wilczku.
Pokazałam mu język a on parsknął śmiechem. Jednak po chwili przybrał tą swoją pokerową twarz przypominając sobie o wadze sytuacji, co jak również uczyniłam. W milczeniu wkroczyliśmy do środka ciemnego pomieszczenia.
Pokazałam mu język a on parsknął śmiechem. Jednak po chwili przybrał tą swoją pokerową twarz przypominając sobie o wadze sytuacji, co jak również uczyniłam. W milczeniu wkroczyliśmy do środka ciemnego pomieszczenia.
*Catherina Cunning* & *Bella Beast*
Wkroczyłam pewnym
krokiem do gabinetu, rozglądając się uważnie. Pokonał pokój, niosąc stos
faktur i rozmaitych teczek i stanęłam przy swoim drewnianym,
pomalowanym na biało biurku. Rzuciłam wszystko bezwładnie, pozbywając
się tym samym ciężaru, który niosłam. Dotąd uporządkowany perfekcyjnie
stolik, wyglądało teraz jak pobojowisko. Parę kartek spadło na ziemie, a
jedna z teczek strąciła stojący na biurku, pojemnik na ołówki. Jednak
nie przejmowałam się tym, byłam wykończona dzisiejszym dniem i nawet nie
miałam sił tego ukrywać. Zważając, że nikogo nie było w pomieszczeniu,
co stwierdziłam już na samym początku, pozwoliłam sobie na chwile
relaksu. Zamknęłam ciężkie powieki i dałam upust emocją. Ten dzień był
straszny. Najpierw kilka godzin załatwiania formalności i ganiania z
jednego banku do drugiego. Następnie praca przy tym zaborczym gnojku,
który nosił miano mojego szefa. I jeszcze ten nowy pracownik, który
postanowił ustawić się do kolejki osób wyższych ode mnie, które miałam w
nieodległej przyszłości stracić. Uśmiechnęłam się pod nosem,
wyobrażając sobie jakby świat wyglądał, gdybym w końcu to ja, byłam tą
najwyższą. Mówi się że mała kobieta to bezbronna dama i tak się
przyjęło.
Długo z tym walczyłam, ale w końcu stwierdziłam że nie warto, przybrałam osobowość kruchej laluni, którą tak wszyscy uwielbiali, a ja skrycie nienawidziłam. Usłyszałam skrzypnięcie drzwi, a później poczułam nieuzasadnioną fale złości. Dlaczego? Chyba po prostu musiałam jakoś odreagować, a to już nie moja wina, że wypadło akurat na nią. Otworzyłam oczy i poderwałam się z miejsca zaczynając zbierać porozrzucane kartki.
Długo z tym walczyłam, ale w końcu stwierdziłam że nie warto, przybrałam osobowość kruchej laluni, którą tak wszyscy uwielbiali, a ja skrycie nienawidziłam. Usłyszałam skrzypnięcie drzwi, a później poczułam nieuzasadnioną fale złości. Dlaczego? Chyba po prostu musiałam jakoś odreagować, a to już nie moja wina, że wypadło akurat na nią. Otworzyłam oczy i poderwałam się z miejsca zaczynając zbierać porozrzucane kartki.
- Cześć, Bello. – rzuciłam przez ramie nadal się do niej nie odwracając.
Spojrzałam na nią z niepewnością.
Spojrzałam na nią z niepewnością.
Czyli, jednak wróciła... - Cześć. - uśmiechnęłam się, sortując listy, które miałam porozdzielać.
- Po co przyszłaś? - spytałam obojętnie nadal zbierając dokumenty.
- Dostałam pewne...
dokumenty, które muszę porozdzielać. - nie lubiłam przebywać w jej
towarzystwie. Przyprawiała mnie o dreszcze, a do tego była pupilkiem
Garrote. Możliwe, że gdyby była Baśniowcem, to zaczęłaby oceniać
wszystko racjonalnie.
- Dobrze, to jak
skończysz masz tu dokumenty, które trzeba wprowadzić do systemu i
pozałatwiać wszystkie formalności - odparłam spokojnie i podeszłam do
niej pewnym krokiem, kładąc na mahoniowym biurku, stertę plików.
Popatrzyłam na nią znacząco – to chyba nie jest problem, prawda? –
uśmiechnęłam się słodko i podeszłam do mojego miejsca pracy chcąc zebrać
swoje rzeczy.
Nie miałam dzisiaj
czasu. Spędzałam tu i tak za dużo godzin. Za każdym razem, kiedy na nią
patrzyłam, miałam wrażenie jakby zjadała mnie wzrokiem.
- Nie. - pokręciłam głową. - Może jutro się tym zajmę. - powstrzymałam się od westchnięcia. Ledwo się tu dostałam, a teraz miałam wrażenie, że zaraz zostanę wylana.
- Nie. - pokręciłam głową. - Może jutro się tym zajmę. - powstrzymałam się od westchnięcia. Ledwo się tu dostałam, a teraz miałam wrażenie, że zaraz zostanę wylana.
- Jest mi bardzo
przykro, ale ja nie mogę się tym zająć, a szef chce mieć to na jutro
gotowe, to WAŻNE.- rzuciłam od niechcenia. Chciałam już wyjść z tego
zatęchłego pomieszczenia, a ona cały czas, tylko to przedłużała. To
byłby cud jakby w końcu przestała kłapać tą swoją buźką.
- Poproś swojego
pomocnika. - odpowiedziałam szybko. - Naprawdę, muszę iść. - dodałam
błagalnie. Chciałam tylko wyjść i położyć się spać. Byłam zmęczona
staniem na nogach przez cały dzień, a do tego dochodziła jeszcze ta
sprawa z morderstwem...
- Jeremi jest aktualnie
na spotkaniu służbowym, wraz z burmistrzem i nie może się tym zająć, a
poza tym poprosiłam o to CIEBIE – powiedziałam już zirytowana. Co za
uparta dziewczyna! Wzięłam do ręki torebkę i zaczęłam pakować do niej
potrzebne mi teczki.
- Jestem pewna, że
nic się nie stanie, jeśli burmistrz dostanie te dokumenty trochę
później. - i tak nie interesowały ją sprawy Nowego Jorku i społeczności.
Mogła odpuścić.
- Rozumiem…masz racje,
burmistrzowi nic się nie stanie, jeśli poczeka chwile dłużej.
Przepraszam, zachowałam się niewłaściwie…możesz iść do domu. –
odpowiedziałam jej przesłodzono i uśmiechnęłam się szeroko. Wzięłam do
ręki swój telefon i wrzuciłam go do torby. Spojrzałam przelotnie po
pokoju i dodałam – tylko, że zanim to zrobisz, przypomniałam sobie, że
miałam Ci coś przekazać od szefa. Od jutra ma cię tu nie być, tak bardzo
mi przykro.. – przybrałam nieszczęśliwy wyraz twarzy i ruszyłam przez
pokój.
- Co?! Jak to?
Spojrzałam w jej piwne
oczy i spróbowałam odczytać jej emocje. Znowu nic, jakby jej oczy były
nieprzeniknione. Jednak po paru miesiącach pracy z tą dziewczyną,
odkryłam, że bardzo zależy jej na tej pracy, co nie ukrywam bardzo mi
się spodobało.
- Ci którzy nie wykonują
swojej pracy wylatują, to chyba proste.. – spojrzałam znacząco na stos
kartek rzuconych na biurko. Obróciłam się na pięcie i podeszłam do drzwi
z dębu i lekko je uchyliłam. - Masz jeszcze szanse nie zmarnuj jej –
krzyknęłam i zadowolona wyszłam z pomieszczenia.
Powstrzymałam się od
zrobienia jej awantury. Miałam dość. Szczęka mi praktycznie opadła.
Przecież wczoraj... wszystko było w porządku. - Świetnie. - mruknęłam
rozeźlona, próbując być silna. Nie docierało do mnie. Musiałam mieć
pracę. Zależało mi na niej. Zależało mi na tym wszystkim. A jeśli
chciałam pomóc Bestii, to musiałam wziąć się roboty. Przełknęłam gulę w
gardle i starłam pot z czoła. Chciałam stąd wyjść.
****
Dziękujemy za przeczytanie^^
Pozdrawiamy!
Pozdrawiamy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz