*Suzie Reed*
Zagadałam podchodząc do
przyjaciela. Chłopak odwrócił się na pięcie i wbił we mnie wzrok.
- Hej, Suz. Masz to, o co cię
prosiłem?
- Oczywiście, nawet
nierozpakowany. – Podałam mu kopertę i uśmiechnęłam się szeroko.
- Och, cóż za nowość. Suzie
opanowała swoją ciekawość ?- odparł Wilk.
- Nie przyzwyczajaj się. –
Spojrzałam na niego podejrzliwie i dodałam. - Co tam jest?
- O, jak dobrze, że już wróciłaś,
tamta Suzie mnie przerażała.
Wybuchnęliśmy śmiechem, jednak z
małym trudem go opanowałam i szturchnęłam lekko przyjaciela.
- Mówię serio. Co się tam
znajduje?
- Lista adresów osób, które
wyznaczył dla nas komendant.
Zaciekawiona zerknęłam na listę,
którą Matthew zdążył już wyciągnąć ze srebrzystej koperty, jednak żaden adres
nic mi nie mówił. Wywróciłam oczami i spojrzałam na bruneta, który analizował
dokument.
- To gdzie najpierw?
Chłopak wypatrzył najbliższy
adres i wyjął z tylnej kieszeni spodni mały świstek, zapewne ze spisem
wybranych osób. Przejechał palcem po papierze, aż po chwili wytrzeszczył oczy.
- Co się stało? – spytałam, ale
odpowiedziała mi cisza.
– Ej... -Co? – zapytał nietrzeźwo
Matt i spojrzał na mnie czujnie.
- Co się stało? - powtórzyłam
nadal nie wiedząc o co chodzi.
- Nic. - Rzekł szybko i dodał:
- Myślę, że powinniśmy podzielić
się zadaniami, by zdążyć na czas.
Spojrzałam na niego podejrzliwie,
nie rozumiejąc. Ani na moment mu nie uwierzyłam i udałam, że zastanawiam się
nad jego propozycją. Chłopak najwyraźniej z ulgą powrócił do sprawdzania
adresów, a owy świstek schował do kieszeni kurtki. Poczekałam chwilę...
dwadzieścia, trzydzieści sekund... pięćdziesiąt! No, to chyba wystarczy by
uśpić przynajmniej troszeczkę jego czujność.
Szybkim, ale płynnym ruchem
porwałam kawałek papieru i rzucając się biegiem, zaczęłam rozwijać zawiniętą
wcześniej tajemniczą kartkę. Nie minęło nawet pięć sekund, kiedy Wilk ruszył za
mną biegiem. Bez trudu udało mu się mnie dogonić, a potem wyrywać mi papier.
Skończyło się na tym, że lista została rozerwana, a ja trzymałam jej jedną
połowę. Zerknęłam na nią i spostrzegłam spis kilku nazwisk, gdyż imiona były
oderwane. Zaczęłam błądzić po nazwiskach, ale Matt już kroczył w moją stronę. I
właśnie wtedy je zobaczyłam, a moja twarz momentalnie zbladła. Komendant musiał
żartować! Wzburzona, spojrzałam na przyjaciela, a w jego oczach spostrzegłam
zrozumienie.
- Powiedz mi, że to jakiś kiepski
żart.
- Nie ja wybierałem osoby. –
Odparł.
- Matt, ja nie mogę.
- Oczywiście, że możesz, nie
pozwolę ci się teraz wycofać.
- Ale...
- Żadnych „ale", po prostu
chodź. – oparł łagodnie, ale i stanowczo jak starszy brat, którym się czasem
stawał. Nie obracając się, ruszył w kierunku głównego rynku. Spojrzałam ostatni
raz na nazwisko, które od paru dobrych miesięcy wywoływało u mnie złość i
odrazę. Wywróciłam oczami wyobrażając sobie całą tą beznadziejną sytuację i
pobiegłam za Wilkiem, jednak już zdecydowana.
***
Zapukałam mocno w drzwi i ku
mojemu zdziwieniu niemal od razu się otworzyły. Wyjrzała z nich blondynka
średniego wzrostu i spojrzała na mnie swymi szarymi oczami.
- Kim jesteście? – spytała pewnym
siebie głosem, nie siląc się na wpuszczenie nas do środka.
- Jestem Matthew Wolf, a to jest
Suzanne Reed.
- W czym mogę służyć?
- Panna Vivian?
- Możliwe.
- Komendant przynosi prośbę o
pomocy przy śledztwie. Kilka dni temu miało miejsce morderstwo w okolicach
ulicy Streeting.
- A co to ma wspólnego ze mną?
- Komendant twierdzi, że ma to
coś wspólnego z Baśniogrodem. - Tym razem odezwałam się ja.
- Baśniogród upada i nie ma to
żadnego znaczenia czy pomogę, czy też nie. Weźcie sobie inną osobę do brudnej
roboty.
- No właśnie, Baśniogród upada, a
wy nic z tym nie robicie. Myślisz, że co jest w stanie to powstrzymać jak nie
my? Myślisz, że tajemne moce naprawią to co niszczą nasi ludzie? Musimy
działać! I to szybko, bo później może być już za późno... Komendant wybrał
ciebie i pewnie nie bez powodu. Proszę, pomóż nam, a może uda się to jeszcze
naprawić..
Dziewczyna przez dłuższą chwilę
wpatrywała się w nas aż w końcu rzekła:
- Baśniogród upada, a ja...-
zaczęła błądzić w myślach nadal niepewna. - Nie wiem. To za szybka decyzja.
Zastanowię się. - Wzruszyła ramionami i skrzywiła wyraz twarzy. - Do
zobaczenia.
***
Szliśmy pustą uliczką, nie widząc
kompletnie nic, gdyż wszędzie panowała nieprzenikniona mgła.
- Widzisz, nie jest tak źle. -
wysiliłam się na uśmiech i próbując dojrzeć kawałek drogi starałam się nie
przewrócić.- Damy rade.
- Oho, czekam aż zmienisz zdanie,
gdy dowiesz kto jest kolejny na mojej „tajemniczej" liście. - Odparł
żartobliwie robiąc w powietrzu cudzysłów.
- O, nie! Musimy dzisiaj?
- Niestety...
- Niszczysz mi humor. -
Przewróciłam oczami.
- Takie jest moje zadanie.
Mimo woli roześmiałam się cicho i
szczelnie opatuliłam grubym czerwonym płaszczem, a na uszy naciągnęłam czarną
czapkę. Boże, jak tu było zimno. Westchnęłam głęboko, a z moich ust wyleciała
para. Już myślałam, że zaraz zamarznę gdy mym oczom ukazał się wielki biały dom
z niewielkim ogrodem. Okna wychodziły na zewnątrz, a na drzwiach zawieszona
była srebrna kołatka. Spojrzałam znacząco na Wilka i posłałam go przodem.
Najchętniej odkładałabym to spotkanie w nieskończoność, ale aż tyle nie miałam.
Odwróciłam głowę w kierunku drzwi
kiedy uświadomiłam sobie że Matt już zapukał do nich zapukał. Najchętniej się
zapadłabym się pod ziemię albo zwiała na drugi koniec miasta, ale nie! Stałam
wpatrzona w potężne, drewniane drzwi słuchając krzątaniny dobiegającej zza
ściany. Nagle odgłosy stały się bardziej słyszalne, a chwilę później ciężkie
drzwi otworzyły się na oścież, a w nich stało on. Zmienił się nie do poznania.
Był wzrostu Wilka, no może trochę wyższy. Jego włosy były ułożone w nieładzie,
a umięśnione ramiona sprawiały, że wyglądał jeszcze mężniej - Lucas Hather.
Spojrzałam na niego nadal nietrzeźwo, a on uśmiechnął się łobuzersko,
rozpoznając mnie niemal od razu.
- No, no Suzie, aleś ty
wypiękniała.
- Mamy sprawę. – Odparłam chłodno
i popatrzyłam się na Matta szukając pomocy.
Chłopak szybko przejął inicjatywę
i dodał:
- Możemy wejść do środka?
Myśliwy zawahał się ale po chwili
odsunął się z przejścia i zaprosił gestem ręki byśmy weszli.
*Katherine Cunning*
- Dzień dobry, czy rozmawiam z
panną Bellą?
- Tak?
- Chcielibyśmy poinformować, że
nie zostanie pani wyrzucona z pracy za zgodą burmistrza. Jeśli nadal chce pani
u nas pracować zapraszamy jutro na ranną zmianę.
- Oczywiście, jutro przyjdę.
- Dziękujemy, życzymy miłego
wieczoru.
- Również dziękuję, do
widzenia.
Odłożyłam z trzaskiem telefon i
naburmuszona oparłam się plecami o fotel. Nagle, przypomniałam sobie o
projekcie, który miałam dzisiaj wykonać. Zaczęłam poszukiwania dokumentu w
stercie kartek i listów. Po chwili wyciągnęłam papier i wprowadziłam dane do
systemu.
I jak ja się stąd wyrwę, kiedy ta
cała Bella wróci do pracy?! Czemu akurat jutro? Czemu to nie mogło być dzisiaj?
Zamyślona zaczęłam patrzeć się w monitor, jednak obchodziło mnie co się na nim
znajdowało. Błądziłam myślami po zupełnie innym świecie. Takim jakim kiedyś
był. Takimi jakimi byliśmy w tamtym świecie. Wtedy było prościej, łatwiej...
nie było tego co dzieje się teraz, kiedy muszę raz w miesiącu wychodzić na
narady naszego zespołu. Nie musiałam nikogo okłamywać.
Ale wszystko się zmieniło i już
się nie odstanie. Pokręciłam przecząco głową wyganiając absurdalne myśli i
skupiłam się na pracy, jednak nie trwało to długo, gdyż po chwili zadzwonił
telefon.
- Halo?
- Katherine? Tu Naven – nowy
pracownik.
- Wiem kim jesteś, nie musisz mi
tego codziennie przypominać. – Westchnęłam sarkastycznie.
-Wiem, ale chcę abyś mnie dobrze
zapamiętała.
- W jaki sposób?
- W dobry. – Zachichotał.
Uśmiechnęłam się pod nosem i
zadałam pytanie:
- Po co dzwonisz?
- A musi być powód?
- Nie żartuj Naven, dzwonisz z
telefonu burmistrza - musi być jakaś sprawa.
- Ależ ty spostrzegawcza.
Pokiwałam z dezaprobatą
głową i wytężyłam słuch czekając, aż chłopak zajmie głos.
- Burmistrz prosi, abym ci
przekazał, że masz wysłać list do niejakiego Matthew Wolfa, informując, że mamy
kolejną ofiarę. Wszelkie informacje o jakich chciałby się dowiedzieć dokładniej
o tym morderstwie znajdują się w raporcie u nas w biurze.
- To wszystko?
- Nie, powiedz jeszcze, że
komendant informuje by pośpieszyli się w doborze członków grupy
detektywistycznej.
- Jakiej grupy detektywistycznej?
– spytałam zdziwiona, ale i zaciekawiona.
- Komendant poprosił pana
Wolfa by zebrał grupę detektywów do śledztwa i rozwiązania przyczyn tych
zabójstw.
- Hmm...dobrze, zaraz do niego
zatelefonuję. – Rzekłam odkładając słuchawkę na miejsce i porządkując sobie to
w głowie.
Chciałybyśmy z tego miejsca podziękować wam z całego serca za tak ogromną ilość wyświetleń, którą wybiliście w zaledwie parę godzin. Jesteście niesamowici!!
Dziękujemy! ;D I mamy nadzieję, że was nie zawiedziemy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz